Nowy rezydent

Jakież było zdziwienie Rudolfa, gdy nieco dokładniej przyjrzał się głaszczącej go ręce. Każdy dodatkowy kot w domu budzi w nim atak histerii, więc i tym razem stało się podobnie. Pozostawiłam go ze złudną nadzieją, że pewnie tak jak każdy tymczas, to i ten zagościł u nas chwilowo. 😉

tattoo

Mnie natomiast, od ponad dwóch tygodni, towarzyszy uczucie ekscytacji z okazji jego powstania. Długo czekałam, długo planowałam, długo szukałam idealnego artysty, ale jest i będę dłuuuuugo go nosić!

Proszę Państwa, oto ozdoba i manifestacja mojej pasji w jednym. 🙂

tatto

Powiedzieć w złą godzinę

To jeden z tych poranków, kiedy o niezwykle wczesnej porze, z powodu wyjazdu służbowego M., zasiedliśmy do śniadania. W lekkim jeszcze półśnie piliśmy kawę i gadaliśmy o Florkach. Szczególną pustkę po rozstaniu z tygryskami odczuwa M., ale chyba o jedno „pusto” powiedział za dużo. Od jego wyjścia z domu minęło zaledwie pięć minut, gdy powrócił trzymając w rękach, krzyczącego wniebogłosy, małego burasa przypominającego nieco bardziej wycior do butelek niż zwierzę. Chude, z najeżonym ogonem i oczami jak pięciozłotówki, małe coś.
– Płakał, nie uciekał. Co miałem zrobić? Wiem, że miała być przerwa, ale tego się przecież nie da zaplanować. – powiedział, podał kota przez próg mieszkania i pobiegł na pociąg.

Nie jestem wyznawczynią tzw. „złej godziny”, ale po dzisiejszym dniu, coraz trudniej będzie mi wytrwać w moim podejściu do spraw kocich bez tego przesądu. 

kocia niespodzianka

no i mamy kolejnego tymczasa…

Wielofunkcyjność a specjalizacja

Jedna Łódź. Jeden sobotni poranek. Dwie rozmowy telefoniczne do Fundacji Miasto Kotów. Dwa różne światy.

odsłona pierwsza:
– Przykro nam, ale w tej kwestii nie jesteśmy w stanie Pani pomóc. Możemy pomóc w poszukiwaniu innych organizacji w Pani mieście, które będą bardziej kompetentne i które są bliżej problemu.
– Dlaczego tego nie robicie? To kto ma to robić? Przecież ten problem też jest związany z kotami! Domy tymczasowe, adopcje?  A co to za praca?
– Jesteśmy niewielką, lokalną fundacją, która skupia się na realizacji kilku wybranych działań, ale to co robimy, robimy najlepiej jak potrafimy. Nie da się robić wszystkiego. Specjalista od wszystkiego, to zazwyczaj specjalista od niczego. Chyba się Pani z nami zgodzi w tej kwestii.
– $#&&^@*&%… 

odsłona druga:
– Dlaczego chcecie Państwo kotka akurat z naszej Fundacji?

– W sumie szukaliśmy w wielu, ale u was ujęło tas to, jak poważnie i obowiązkowo podchodzicie do procesu adopcji. Dużo rygorystycznych wymagań, ale to świadczy o tym, jak bardzo wam zależy na tych zwierzętach. Nawet trochę się obawiamy, czy uda nam się te warunki spełnić, ale zrobimy wszystko co w naszej mocy.
– 🙂

Jaram się, jaram

Rękodzielnicze zabawy, to jedno z moich ulubionych zajęć zaraz po sprzątaniu w kuwetach i czyszczeniu ubrań z kociej sierści. 😉 Od jakiegoś czasu jestem dumną członkinią Piotrkowskiego Koła Gospodyń Miejskich, gdzie relaksuję się niesamowicie, uczę przeróżnych technik rękodzielniczych i  bawię w doborowym towarzystwie (przemycając czasem kocie treści).

Bywa, że swoją przygodę z daną techniką kończę na jednym spotkaniu (spróbowałam, wystarczy, to nie moja bajka), ale zdarza się i tak, że coś mocno mnie zaintryguje i postanawiam kontynuować doskonalenie w domu. Tak stało się z pirografią, która urzekła mnie pod wieloma względami. To doskonała technika zarówno dla artystów, którym rysunek przychodzi bez najmniejszych trudności, którzy mogą swoje artystyczne wizje utrwalać w nietypowej formie, jak i dla odtwórczych rękodzielników, którym po prostu marzą się ładnie przyozdobione przedmioty. I niezależnie od stopnia posiadanych umiejętności, każdy może w tym odnaleźć swoja magię. Ja odnalazłam…

Nadchodzi wieczór. Przygotowuję miejsce pracy. Parzę gorącą herbatę z suszonymi owocami. Zapalam lampkę. Pod lampką instaluje się kot. Włączam Spotify. Doszlifowuję dechę i odpalam pirograf. W powietrzu zaczyna unosi się zapach tlącego, bukowego drewna. Powstają pierwsze… koty.

Profil Przeklętego Mikołaja

Powierzchowność może być myląca – elegancki pan i szykowna pani, okulary od Prady i niezwykle grzeczny chłopczyk lat sześć. Na pierwszy rzut oka ich fizyczność, ogłada i elokwencja w rozmowie idą w parze ze zdrowym rozsądkiem. Na pierwszy rzut oka jedynie…

– Nasza bratanica uwielbia zwierzęta. Najbardziej kocha konie i koty. Chcemy jej zrobić niespodziankę, o jakiej marzyła od dawna. Koń odpada. Ona mieszka z rodzicami w niewielkim mieszkaniu w bloku, ale kot będzie idealny. Czy wie? Nie, skąd! Cóż to by była za niespodzianka! Żadna! Nie wie absolutnie nic. Ale będzie zaskoczenie. Nie sądzi pani? Cała rodzina będzie pod wrażeniem, gdy zamiast standardowo zamówionej kolejnej lali, wyjmiemy z transportera słodkiego kiciusia. Jestem specjalistką przez duże „S” od niespodzianek. Efekt murowany! – z wymalowaną dumą na mocno wypudrowanym licu zakończyła swoją perorę.

I bet you are… Dobrze, że śladowe ilości zdrowego rozsądku pozwoliły jej wykluczyć z niespodzianki konia. Efekt byłby rzeczywiście murowany. Efekt WOW. Czy ja to muszę koniecznie komentować? Czy to co roku trzeba komentować?  Powtarzać jak mantrę? Zwierzę nie jest rzeczą! Człowieku myśl, qrwa!

W pionie czy w poziomie?

Niedawno dowiedziałam się o pewnej kociej klasyfikacji, według której koty dzielimy na tzw. pionowe i poziome. Mając wiedzę na temat tego, do której grupy należy nasz kot, możemy efektywniej zaplanować domową przestrzeń i tym samym zapobiec wielu zniszczeniom mienia wynikającym z kociej natury, nie jak niektórzy sądzą, perfidnej złośliwości.

Koty pionowe drapią fotele, otomany, futryny i inne powierzchnie nachylone pod kątem (plus minus) 90 stopni do podłogi. Koty poziome preferują siedziska, dywany, chodniki, tudzież drewniane podłogi. Od tego, do której kategorii zaliczamy naszego kota, uzależniony jest wybór drapaka. Słupek czy mata? Oto jest pytanie! 

Pionowa Amelka :)

Pionowa Amelka 🙂

Rydzyk demonstrujący "kota pionowego"

Rydzyk demonstrujący „kota pionowego”

Niestety, koty tak łatwo nie poddają się kategoryzacji. 😉 

PO PIERWSZE
Istnieje typ mix, który w zależności od różnorodnych czynników zewnętrznych i wewnętrznych preferuje obcowanie ze wszystkimi drapakami niezależnie od ich kąta nachylenia do podłoża.

Rolex Mix (tu w poziomie)

Rolex Mix (tu w poziomie)

PO DRUGIE
Często mamy do czynienia z typem anty, który jest zwolennikiem drapania wszystkiego, byleby tylko nie było drapakiem. Przypadki dokuczliwe, aczkolwiek stosunkowo rzadko w przyrodzie spotykane.   

I PO TRZECIE
Są jeszcze rodziny „wielokotne” (DT się również zaliczają do tej kategorii), w których mamy do czynienia ze wszystkimi istniejącym w naturze typami. Te ostatnie muszą być w posiadaniu wszelakich w swej formie drapaków, mat sizalowych i zabawek oraz w nieposiadaniu mebli delikatnych, drogich, tureckich dywanów, samozaczepiających się o pazury firan i wielu innych przedmiotów zupełnie (jak się z czasem okazuje) do życia zbędnych.

Warsaw Tattoo Convention

Od dawna noszę się z zamiarem, by swą kocią pasję zamanifestować w postaci tatuażu. Temat długo nie mógł doczekać się realizacji, bo zależy mi też na tym, by wizualna strona tej manifestacji była jak najlepszej jakości. Gdy nadarzyła się okazja wyjazdu na konwent tatuażu, nie mogłam sobie odmówić. W jednym miejscu zgromadzili się wybitni artyści z Polski i z zagranicy. Uznałam, że z tak zacnego grona na pewno wybiorę tę perełkę, której pozwolę zostawić trwały ślad na mym przedramieniu. Znalazłam! Znalazłam nawet kilka, a jednej z nich powierzyłam realizacje mojego marzenia. Termin ustalony, dość odległy niestety, ale poczekam… wytrzymam. 🙂

Gimbaza, czyli Florki

Przyszły na moment i zasiedziały się kilka miesięcy.

To jedne z tych kotów, u których mogłam zaobserwować całkowitą metamorfozę w każdym aspekcie ich kociego jestestwa. To również jedne z tych kotów, które zostają naznaczone piętnem miejsca, w którym je znaleziono. I to także te koty, które swą wdzięczność, za uratowanie im skóry okazują w bardzo nietypowy (często kłopotliwy) sposób.

Florki zostały odłowione na terenie piotrkowskiej Straży Pożarnej. Ich matkę znaleziono martwą, a one z gilem do pasa, wrzodami i strachem w oczach wypatrywały czegoś do jedzenia. Cała interwencja łącznie z pomyłkami „płciowymi” została opisana na stronie Miasta Kotów, ale ja nie o tym… ja o przemianie, wdzięczności i magii kocich imion. 

METAMORFOZA

Ich pierwsza wizyta w klinice weterynaryjnej przeraziła nawet wytrawnych lekarzy, którzy, gdy tylko zobaczyli oznaki agresji i szaleństwa w oczach przy wykonywaniu podstawowych zabiegów nie wróżyli nic dobrego. Było i prychanie, i syczenie i żył wydrapywanie… nawet bieganie po suficie. – Pani Dagmaro, leczymy i wypuszczamy. Z tych dzikusów nic nie będzie. Tylko się męczą… 

Florka

Florka chora i dzika, czyli początki…

Leczenie na szczęście się nieco przedłużyło, a dziewczyny siedząc w klatce, pomiędzy kolejnymi wizytami w klinice, miały dużo czasu na przemyślenia. Źle nie karmią, w pupę ciepło, kocyk jest, parę nie najgorszych zabawek; jak będzie poprawa zachowania, to może nawet z klatki wypuszczą.

Jak przemyślały, tak też zrobiły. Dziwne to uczucie, gdy wsuwasz miseczkę do klatki w obawie, czy ręka po wyjęciu będzie miała tyle samo palców co przed, a tu trach! Zaskoczenie! Zamiast zębów – baranek! Od tej pory są miziakami. Taka sytuacja…

Bycie oswojonym kotem, to jednak nie wszystko. Powiedziałabym nawet, że to najmniejszy problem. W sumie, to nawet wolałabym, by były wyłącznie miziakami, ale niestety są pro ludzkie wraz z całym „dobrodziejstwem” ich bogatych osobowości. 

UPODOBANIE DO ZABAW NOCNYCH

Pomieszkujące w domach tymczasowych koty, zazwyczaj po kilku tygodniach przystosowują się do rytmu dobowego, który preferują rezydenci oraz opiekunowie, czyli śpimy w nocy, jemy i bawimy się za dnia. Florki przyjęty system olały i myślę, że osiągną spokój dopiero wraz z dojrzałością płciową i lekką nadwagą. Trzecia w nocy to odpowiedni czas na pościgi, rzucanie zabawkami, turlanie grzechotek, skoki na pełny pęcherz śpiących domowników, polowanie na palce od nóg, o dziwnym zwyczaju monotonnego, wielominutowego stukania sznurkami od rolet w szybę nie wspominając. :/  

3

Akrobacje Florki Bis

O zgrozo, swoim zamiłowaniem do nocnych hałasów zaintrygowały inne koty. Przesypiająca grzecznie do tej pory noc Amelka obecnie preferuje zrzucanie z półek telefonów komórkowych, długopisów i ołówków oraz włączanie z pilota różnych urządzeń elektronicznych. Benia, nie mogąc spokojnie przespać nocy, głośnym darciem (miaukiem tego nazwać nie można) domaga się o 4 nad ranem śniadania, a Rudolf swój rytuał kilkunastominutowych pieszczot przesunął z 6.30 na 5.00.

GUSTA KULINARNE

Florki to koty wszystkożerne, choć mają kilka nietypowych upodobań kulinarnych, które mogą zaskoczyć niejednego znawcę kocich zwyczajów. I nie wiem, który z nich jest bardziej denerwujący. Zamiłowanie do pieczywa okazywane jest bardzo ostentacyjnie. Pociąg do pachnącego chlebka i świeżych bułek jest tak silny, że jakakolwiek próba odebrania kromki bądź wyciągniętego z chlebaka na środek mieszkania całego bochenka jest niemożliwa. Warczenie na miarę dzikiego zwierza jest tak urocze, że odpuszczam, a Florki z dumnie wypiętą piersią wygryzają dziury, tarmoszą i paradują po mieszkaniu z moim niedoszłym posiłkiem. Drugi konik „kulinarny” chyba bardziej behawioralny, związany jest z traumatycznymi przeżyciami z kocięctwa. „Ciamkanie” moich włosów połączone z mocnym ślinotokiem i głośnym mruczeniem, najczęściej w środku nocy. Yucky…

TURECKIE WANY Z PIROMAŃSKIMI CIĄGOTAMI 

Imiona po patronie zobowiązują. Jak się przyszło na świat wśród strażackiej braci, to ogień i woda nie są straszne. Ich fascynacja wodą jest chyba silniejsza niż u tureckiego wana. Uwielbiają moczyć łapy, pić wodę z kranu, umywalki, zlewu, leżeć w mokrej wannie, a potem odciskać na podłodze całego mieszkania mokre łapy. Niezdarne przechadzanie się po rancie wanny przygotowanej do kąpieli, to standardowy rytuał i standardowo kończący się przypadkowym skokiem wraz ze wszystkimi kosmetykami, których kurczowo próbują się złapać przed ostatecznym zanurzeniem. Co dzieje się potem, nie trudno sobie wyobrazić. Wodny armagedon opanowuje całą łazienkę…

Ciągoty Florek do żywego ognia odkryłam nieco później, wraz z nastaniem chłodów. Tealighty, świece, kominki zapachowe, kadzidła pozwalają mi przetrwać jesienno-zimowe wieczory, których nie jestem wielką miłośniczką. Odkąd Florka stopiła sobie wszystkie wibrysy, a Florka Bis zachlapała gorącym woskiem pół ściany w pokoju, zostałam zmuszona nieco rozważniej  planować miejsca, w których stawiam świeczki.  

Florka

O światełka! Trzeba zapolować…

Gdyby Florki potrafiły odpalać zapałki i odkręcać kurki, poważnie bym się obawiała o los swojego mieszkania.

POZA TYM

A tak poza tym, to cudowne kociaki. Uwielbiają się tulić, być noszone na rękach, gadać z człowiekiem, spać. Czasem są naprawdę bardzo grzeczne. Naprawdę…

Florka

Grzeczny kotek…

Porażka adopcyjna

Jak sobie radzić z nieszczęśliwymi wypadkami losowymi? Jak sobie wytłumaczyć, że nie mamy na wszystko wpływu? Jak nie gromadzić w sobie wątpliwości, poczucia winy, żalu i złości? Nie potrafię, gdy w grę wchodzi zdrowie i życie żywej istoty. Wracam myślami, analizuję… Dzielenie się tym, co leży na sercu, nie przynosi ulgi. Minęło już wiele tygodni, a ja ciągle do tego wracam. Pierwsza porażka adopcyjna i kolejnej nie zniosę… 

Wpis nieco osobisty

Miał być Kuku a tu znowu ja.

Zaniedbałam pisanie, przyznaję się bez bicia, a Kuku był jedynie pretekstem, wymówką na blogowe lenistwo, którego opanowanie przychodzi mi ostatnio z niezwykłym trudem. Poza tym, zrzucenie odpowiedzialności za prowadzenie bloga na kogoś równie jak ja chaotycznego i leniwego nie mogło zakończyć się inaczej, jak tylko zastojem i sporymi zaległościami.

Zrodził się jednak w mej głowie pewien plan. Nic wyszukanego – trenowanie ciała i ducha, czyli sporo samorozwoju związanego z motywacją do pracy oraz tyle samo aktywności fizycznej, czyli produkujący endorfiny fitness. Powoli rozbudził się też we mnie imperatyw do jego realizacji i jestem na dobrej drodze do powrotu na swe nieco grafomańskie tory kociego bloga, o tężyźnie fizycznej nie wspominając.

Wspieram się „narzędziami” i metodami, do których jeszcze niedawno miałam ambiwalentny stosunek, a do których zaczęłam się przekonywać po ukończeniu przymusowego szkolenia w pracy oraz podczytując zaprzyjaźnionego blogera. Moje ironiczne (typowe dla kociej natury) podejście do teorii porządkujących każdą sferę ludzkiego życia uległo lekkiemu przewartościowaniu. Nic rewolucyjnego, ale zawsze to jakaś zmiana.

Kupiłam w sklepie papierniczym pięknie oprawiony notatnik z grafiką Joanny Sarapaty (bez kota!). Takich notesów, pamiętników, kalendarzy i zeszytów miałam w domu całe mnóstwo i nigdy z tego nic nie wynikało. Po prostu sobie były, a jak już zebrało się ich za dużo, to trafiały zupełnie niezapisane na makulaturę. Obiecałam sobie, że ten losu poprzednich nie podzieli. Noszę go zawsze przy sobie i gdy tylko rodzi się w mej głowie mniej lub bardziej ciekawy pomysł, szybko go zapisuję.

notatnik na pomysły

notatnik na pomysły

Na ścianie w pokoju zamontowałam tablicę. Kolorowymi flamastrami ogarniam na niej towarzyszący mi każdego dnia myślowy chaos, a jak nie ogarniam to po prostu sobie rysuję. 🙂 Łaskawie dzielę tablicę z M., który również odkrył jej zbawienne właściwości. Atmosfera reorganizacyjna udzieliła się nawet kotom. Rudolf docenił obły kształt flamastrów doskonale toczących się po podłodze i zdecydowanie tej wiedzy nadużywa. 

Założyłam profil na Endomondo. Tym endomondowym efektem jestem zaskoczona najbardziej. Po każdym powrocie z ćwiczeń, zrzucam buty i kurtkę, nie zwracając uwagi na oburzone moją ignorancją głodne koty, pędzę odnotować trening, czyli mój kolejny mały sukces. I co ciekawe, nie padam zmęczona. Początki są obiecujące…

….

No i nie mówię nie. Być może czasem Kuku przemówi, ale blog jest mój i bez walki go nie oddam. 😉