Jaram się, jaram

Rękodzielnicze zabawy, to jedno z moich ulubionych zajęć zaraz po sprzątaniu w kuwetach i czyszczeniu ubrań z kociej sierści. 😉 Od jakiegoś czasu jestem dumną członkinią Piotrkowskiego Koła Gospodyń Miejskich, gdzie relaksuję się niesamowicie, uczę przeróżnych technik rękodzielniczych i  bawię w doborowym towarzystwie (przemycając czasem kocie treści).

Bywa, że swoją przygodę z daną techniką kończę na jednym spotkaniu (spróbowałam, wystarczy, to nie moja bajka), ale zdarza się i tak, że coś mocno mnie zaintryguje i postanawiam kontynuować doskonalenie w domu. Tak stało się z pirografią, która urzekła mnie pod wieloma względami. To doskonała technika zarówno dla artystów, którym rysunek przychodzi bez najmniejszych trudności, którzy mogą swoje artystyczne wizje utrwalać w nietypowej formie, jak i dla odtwórczych rękodzielników, którym po prostu marzą się ładnie przyozdobione przedmioty. I niezależnie od stopnia posiadanych umiejętności, każdy może w tym odnaleźć swoja magię. Ja odnalazłam…

Nadchodzi wieczór. Przygotowuję miejsce pracy. Parzę gorącą herbatę z suszonymi owocami. Zapalam lampkę. Pod lampką instaluje się kot. Włączam Spotify. Doszlifowuję dechę i odpalam pirograf. W powietrzu zaczyna unosi się zapach tlącego, bukowego drewna. Powstają pierwsze… koty.