Mitoobalacz – Part 2

Kastracja

Zadziwiająca jest męska, ponadgatunkowa „solidarność”, gdy w rozmowie ze statystycznym facetem poruszam temat wagi kastracji. – Auć! – widzę, jak po jego twarzy przebiega dreszcz przerażenia, jak kurczy się w sobie i  wciska w fotel, na którym siedział, gdy go dopadłam w celach edukacyjnych. Powoli, upewniwszy się uprzednio, że nie chowam za plecami skalpela, rozpoczyna pseudpsychologiczny kontratak, o zgubnym wpływie kastracji na psychikę kocura, zaburzonych relacjach towarzyskich, o jego niespełnionym tacierzyństwie, niemożności realizowania się jako „prawdziwy” samiec, niepotrzebnym zadawaniu bólu oraz bezpardonowej ingerencji w naturę.

Ciekawe… wystarczy zmienić temat na „sterylizacja” i okazuje się, że siedzi przede mną gorący zwolennik zapobiegania bezdomności, ograniczania populacji i poprawy jakości życia kotek.

Trudno mi jest w takich sytuacjach oprzeć się stereotypowemu myśleniu o męskiej naturze :/   

Szylkretowe szaleństwo

Nie wiadomo, kto był bardziej przebiegły, czy to małe szylkretowe cudo, czy ja. Stawiam na szkraba. Kusiła swoim pięknym umaszczeniem przechadzając się z gracją w okolicach moich stałych ścieżek. Nie mogłam się oprzeć. Zapolowałam. I co? I wzbogaciłam się… o PIĘĆ nieufnych maluchów i ich dziką matkę do sterylizacji. I jak to zazwyczaj bywa oprócz upatrzonej przeze mnie dziewczyny, żadne z jej rodzeństwa nie było już szylkretowe 🙂

Moja próżność została ukarana w dwójnasób. Okazało się bowiem, że mała szylkretka – to dzik nad dzikami. Nie polubiłyśmy się. Z resztą rodzeństwa powoli się dogaduję, a ona… ona ma mnie w nosie. Tak mi się odwdzięczyła, za to, że wyciągnęłam ją w dwudziestostopniowy mróz z blokowej piwnicy :/


Odrobaczanie aferzystki w rękawicach ochronnych…