Wariatka certyfikowana

No to teraz opinię kociej wariatki mam też i w pracy. 😦 Nie dlatego, ze ujawniłam się ze swoim pomaganiem bezdomniakom, czy zdradziłam liczbę obecnie posiadanych w domu kotów. To zrobiłam już dawno. Dziś przeryczałam cały dzień, aż dostałam gorączki…

Hiruś odszedł za Tęczowy Most.

Hiruś [*]

Mitoobalacz – Part 3

Bezpieczeństwo

– Znam swojego kota doskonale. Nie w głowie mu skakanie z balkonu za byle ptaszkiem. Ręczę za niego. To staruszek, któremu tylko wylegiwanie się i jedzenie w głowie. Uchylne okno? Nigdy nie widziałem, by się nim interesował. Jest za gruby. Nie przeciśnie się nie ma mowy. Poza tym te wszystkie zabezpieczenia, siatki, to chyba lekka przesada. Jak żona powiesi skrzynki z kwiatami? Będę czuł się zamknięty w klatce, nie mówiąc już o kosztach, jakie trzeba ponieść za ich założenie. Z nowym kotem też sobie poradzę. Proszę mi zaufać. Nawet jak wyskoczy, to przecież nic mu się nie stanie – koty spadają na cztery łapy, a moje piętro to dla kota bułka z masłem. Sąsiadce wyskoczył i wrócił cały i zdrowy. – jednym tchem wypowiedział kandydat na dom stały.

Ta rozmowa przedadopcyjna skończy się fiaskiem. Kociak poczeka na nowego zainteresowanego. Dlaczego? Bo niewiedza i świadoma ignorancja idą tu w parze, a ta druga dyskwalifikuje kandydata bezapelacyjnie. Gdy wydarzy się tragedia, DS zweryfikuje swoje podejście do zabezpieczeń, a ja nie chce, by królikiem doświadczalnym stał się mój tymczasowy podopieczny.

Nikt nie może ręczyć za swojego kota w 100%. To tylko zwierzę, u którego instynkt może wziąć górę nad wychowaniem. Niezabezpieczony balkon to ogromne niebezpieczeństwo, a uchylne okno jeszcze większe! Pieniądze? Siatki i blokady do okien kosztują, ale nie są to krocie. Każdy adoptujący kota musi być świadomy faktu, że zwierzę generuje koszty. Sterylizacja czy szczepienia przecież też są drogie.

Koty zazwyczaj spadają na cztery łapy, ale przy wyskoku z wysokiego piętra nie uchroni go to przed kalectwem lub śmiercią. Nawet jeśli jakimś cudem skok nie zaszkodzi jego zdrowiu, to i tak możemy kota nigdy nie odnaleźć…

Mam świadomość, że najbardziej rygorystyczne warunki adopcyjne nie uchronią moich podopiecznych przed wszystkimi niebezpieczeństwami. Wiem coś o tym, bo już kilku nie uchroniły… 😦 Staram się jak mogę i przyznam, że robię to nie tylko dla nich, ale również dla siebie. Każda docierająca do mnie zła wiadomość z domu stałego obarcza mnie poczuciem winy i niszczy cząstkę mojej społecznikowskiej duszy…

Red Dot

Jej cudowne działanie znają wszyscy współlokatorzy i miłośnicy kotów. Żaden ze znanych mi  kotów jeszcze się jej nie oparł. Niektóre, jak Benia, jej widokiem cieszą się i ekscytują w  bardzo niewidocznym i głębokim środku… ale to wyjątek. Pozostałe raczej reagują dość sztampowo – gotowością do polowania, naprężonymi wibrysami, rozszerzonymi do maksymalnych rozmiarów źrenicami, ruchem ogona nerwowo zamiatającym okruszki na podłodze… A potem są podskoki, pościgi, fiflaki, salta lub kilkunastominutowe zamarcie w tępym stuporze.

Rysio i Tadeusz obserwują...

skupienie

Dwie to zdecydowana przesada!hmmm

i jeszcze Kuku...

i polowanko

I tak do wyczerpania baterii :)

Czasem mam tylko lekkie wyrzuty sumienia i obawy, że może jednak piórko na patyku jest lepsze… bo za te wszystkie próby jest nagroda, upolowana zdobycz, namacalna, lekko zdezelowana i wyśliniona, ale jest. Można ją złapać zębami, wytarmościć, nawarczeć na innych współpolujących i dumnie przechadzać się z nią po mieszkaniu – ze swoim trofeum prawdziwego drapieżcy i warriora. A kropka? Co zrobić z kropką? Red Dot – przyczyna kocich frustracji i utraty wiary w swoje wrodzone, łowcze talenta?

Nikt nie jest doskonały ;)

– Wariatka. Po co karmi te koty? Tylko smród, brud i robactwo wszędzie się panoszy.
😐
– Choróbska roznoszą i szczurów nie chcą łapać, bo obżarte chodzą. Moczem cuchnie, śmietniki rozkopane…
😐
– Lepszej roboty nie ma? Mężem by się zajęła!
😐
– Tyle krzywdy na świecie… dzieci w Afryce głodują! Ludzie w hospicjach umierają! A ta koty…
😐
– Piątej klepki ci kobieto brakuje!
– A panu urody i włosów 😀

Mitoobalacz – Part 2

Kastracja

Zadziwiająca jest męska, ponadgatunkowa „solidarność”, gdy w rozmowie ze statystycznym facetem poruszam temat wagi kastracji. – Auć! – widzę, jak po jego twarzy przebiega dreszcz przerażenia, jak kurczy się w sobie i  wciska w fotel, na którym siedział, gdy go dopadłam w celach edukacyjnych. Powoli, upewniwszy się uprzednio, że nie chowam za plecami skalpela, rozpoczyna pseudpsychologiczny kontratak, o zgubnym wpływie kastracji na psychikę kocura, zaburzonych relacjach towarzyskich, o jego niespełnionym tacierzyństwie, niemożności realizowania się jako „prawdziwy” samiec, niepotrzebnym zadawaniu bólu oraz bezpardonowej ingerencji w naturę.

Ciekawe… wystarczy zmienić temat na „sterylizacja” i okazuje się, że siedzi przede mną gorący zwolennik zapobiegania bezdomności, ograniczania populacji i poprawy jakości życia kotek.

Trudno mi jest w takich sytuacjach oprzeć się stereotypowemu myśleniu o męskiej naturze :/   

Mitoobalacz – Part 1

Rwę włosy z głowy, gdy po raz kolejny docierają do mnie „kosmiczne” opinie na temat kotów, ich zdrowia, zwyczajów, charakteru. Zaprowadzam zdesperowana „Koci mitoobalacz” rozpoczynając od tych najłagodniejszych przypadków i terminów 🙂

Wychowanie

– My to byśmy chcieli takiego malutkiego kociaczka, takiego, którego można jeszcze sobie wychować – pada po drugiej stronie słuchawki pobożne życzenie potencjalnego domu stałego.

Cóż… jeśli komuś się wydaje, że kota można wychować, to polecam psa. Tresura czy wychowywanie w domu, gdzie mieszka kot działa wyłącznie w drugą stronę. Odpowiedniego wychowania potrzebują jedynie domownicy kota posiadający lub posiadać pragnący.

Pewna prawidłowość

Wysokość wymagań w stosunku do potencjalnego domu stałego jest wprost proporcjonalna do długości pobytu kota w domu tymczasowym.

Nie wiem, czy znajdzie się odważny, który zmierzy się z postawionymi przeze mnie wymaganiami w związku z adopcją Kuku i Lola 😐 Ale oczywiście próbujcie, próbujcie, bo są tego warci 🙂