Jedna Łódź. Jeden sobotni poranek. Dwie rozmowy telefoniczne do Fundacji Miasto Kotów. Dwa różne światy.
odsłona pierwsza:
– Przykro nam, ale w tej kwestii nie jesteśmy w stanie Pani pomóc. Możemy pomóc w poszukiwaniu innych organizacji w Pani mieście, które będą bardziej kompetentne i które są bliżej problemu.
– Dlaczego tego nie robicie? To kto ma to robić? Przecież ten problem też jest związany z kotami! Domy tymczasowe, adopcje? A co to za praca?
– Jesteśmy niewielką, lokalną fundacją, która skupia się na realizacji kilku wybranych działań, ale to co robimy, robimy najlepiej jak potrafimy. Nie da się robić wszystkiego. Specjalista od wszystkiego, to zazwyczaj specjalista od niczego. Chyba się Pani z nami zgodzi w tej kwestii.
– $#&&^@*&%…
odsłona druga:
– Dlaczego chcecie Państwo kotka akurat z naszej Fundacji?
– W sumie szukaliśmy w wielu, ale u was ujęło tas to, jak poważnie i obowiązkowo podchodzicie do procesu adopcji. Dużo rygorystycznych wymagań, ale to świadczy o tym, jak bardzo wam zależy na tych zwierzętach. Nawet trochę się obawiamy, czy uda nam się te warunki spełnić, ale zrobimy wszystko co w naszej mocy.
– 🙂