Powiedzieć w złą godzinę

To jeden z tych poranków, kiedy o niezwykle wczesnej porze, z powodu wyjazdu służbowego M., zasiedliśmy do śniadania. W lekkim jeszcze półśnie piliśmy kawę i gadaliśmy o Florkach. Szczególną pustkę po rozstaniu z tygryskami odczuwa M., ale chyba o jedno „pusto” powiedział za dużo. Od jego wyjścia z domu minęło zaledwie pięć minut, gdy powrócił trzymając w rękach, krzyczącego wniebogłosy, małego burasa przypominającego nieco bardziej wycior do butelek niż zwierzę. Chude, z najeżonym ogonem i oczami jak pięciozłotówki, małe coś.
– Płakał, nie uciekał. Co miałem zrobić? Wiem, że miała być przerwa, ale tego się przecież nie da zaplanować. – powiedział, podał kota przez próg mieszkania i pobiegł na pociąg.

Nie jestem wyznawczynią tzw. „złej godziny”, ale po dzisiejszym dniu, coraz trudniej będzie mi wytrwać w moim podejściu do spraw kocich bez tego przesądu. 

kocia niespodzianka

no i mamy kolejnego tymczasa…

Gimbaza, czyli Florki

Przyszły na moment i zasiedziały się kilka miesięcy.

To jedne z tych kotów, u których mogłam zaobserwować całkowitą metamorfozę w każdym aspekcie ich kociego jestestwa. To również jedne z tych kotów, które zostają naznaczone piętnem miejsca, w którym je znaleziono. I to także te koty, które swą wdzięczność, za uratowanie im skóry okazują w bardzo nietypowy (często kłopotliwy) sposób.

Florki zostały odłowione na terenie piotrkowskiej Straży Pożarnej. Ich matkę znaleziono martwą, a one z gilem do pasa, wrzodami i strachem w oczach wypatrywały czegoś do jedzenia. Cała interwencja łącznie z pomyłkami „płciowymi” została opisana na stronie Miasta Kotów, ale ja nie o tym… ja o przemianie, wdzięczności i magii kocich imion. 

METAMORFOZA

Ich pierwsza wizyta w klinice weterynaryjnej przeraziła nawet wytrawnych lekarzy, którzy, gdy tylko zobaczyli oznaki agresji i szaleństwa w oczach przy wykonywaniu podstawowych zabiegów nie wróżyli nic dobrego. Było i prychanie, i syczenie i żył wydrapywanie… nawet bieganie po suficie. – Pani Dagmaro, leczymy i wypuszczamy. Z tych dzikusów nic nie będzie. Tylko się męczą… 

Florka

Florka chora i dzika, czyli początki…

Leczenie na szczęście się nieco przedłużyło, a dziewczyny siedząc w klatce, pomiędzy kolejnymi wizytami w klinice, miały dużo czasu na przemyślenia. Źle nie karmią, w pupę ciepło, kocyk jest, parę nie najgorszych zabawek; jak będzie poprawa zachowania, to może nawet z klatki wypuszczą.

Jak przemyślały, tak też zrobiły. Dziwne to uczucie, gdy wsuwasz miseczkę do klatki w obawie, czy ręka po wyjęciu będzie miała tyle samo palców co przed, a tu trach! Zaskoczenie! Zamiast zębów – baranek! Od tej pory są miziakami. Taka sytuacja…

Bycie oswojonym kotem, to jednak nie wszystko. Powiedziałabym nawet, że to najmniejszy problem. W sumie, to nawet wolałabym, by były wyłącznie miziakami, ale niestety są pro ludzkie wraz z całym „dobrodziejstwem” ich bogatych osobowości. 

UPODOBANIE DO ZABAW NOCNYCH

Pomieszkujące w domach tymczasowych koty, zazwyczaj po kilku tygodniach przystosowują się do rytmu dobowego, który preferują rezydenci oraz opiekunowie, czyli śpimy w nocy, jemy i bawimy się za dnia. Florki przyjęty system olały i myślę, że osiągną spokój dopiero wraz z dojrzałością płciową i lekką nadwagą. Trzecia w nocy to odpowiedni czas na pościgi, rzucanie zabawkami, turlanie grzechotek, skoki na pełny pęcherz śpiących domowników, polowanie na palce od nóg, o dziwnym zwyczaju monotonnego, wielominutowego stukania sznurkami od rolet w szybę nie wspominając. :/  

3

Akrobacje Florki Bis

O zgrozo, swoim zamiłowaniem do nocnych hałasów zaintrygowały inne koty. Przesypiająca grzecznie do tej pory noc Amelka obecnie preferuje zrzucanie z półek telefonów komórkowych, długopisów i ołówków oraz włączanie z pilota różnych urządzeń elektronicznych. Benia, nie mogąc spokojnie przespać nocy, głośnym darciem (miaukiem tego nazwać nie można) domaga się o 4 nad ranem śniadania, a Rudolf swój rytuał kilkunastominutowych pieszczot przesunął z 6.30 na 5.00.

GUSTA KULINARNE

Florki to koty wszystkożerne, choć mają kilka nietypowych upodobań kulinarnych, które mogą zaskoczyć niejednego znawcę kocich zwyczajów. I nie wiem, który z nich jest bardziej denerwujący. Zamiłowanie do pieczywa okazywane jest bardzo ostentacyjnie. Pociąg do pachnącego chlebka i świeżych bułek jest tak silny, że jakakolwiek próba odebrania kromki bądź wyciągniętego z chlebaka na środek mieszkania całego bochenka jest niemożliwa. Warczenie na miarę dzikiego zwierza jest tak urocze, że odpuszczam, a Florki z dumnie wypiętą piersią wygryzają dziury, tarmoszą i paradują po mieszkaniu z moim niedoszłym posiłkiem. Drugi konik „kulinarny” chyba bardziej behawioralny, związany jest z traumatycznymi przeżyciami z kocięctwa. „Ciamkanie” moich włosów połączone z mocnym ślinotokiem i głośnym mruczeniem, najczęściej w środku nocy. Yucky…

TURECKIE WANY Z PIROMAŃSKIMI CIĄGOTAMI 

Imiona po patronie zobowiązują. Jak się przyszło na świat wśród strażackiej braci, to ogień i woda nie są straszne. Ich fascynacja wodą jest chyba silniejsza niż u tureckiego wana. Uwielbiają moczyć łapy, pić wodę z kranu, umywalki, zlewu, leżeć w mokrej wannie, a potem odciskać na podłodze całego mieszkania mokre łapy. Niezdarne przechadzanie się po rancie wanny przygotowanej do kąpieli, to standardowy rytuał i standardowo kończący się przypadkowym skokiem wraz ze wszystkimi kosmetykami, których kurczowo próbują się złapać przed ostatecznym zanurzeniem. Co dzieje się potem, nie trudno sobie wyobrazić. Wodny armagedon opanowuje całą łazienkę…

Ciągoty Florek do żywego ognia odkryłam nieco później, wraz z nastaniem chłodów. Tealighty, świece, kominki zapachowe, kadzidła pozwalają mi przetrwać jesienno-zimowe wieczory, których nie jestem wielką miłośniczką. Odkąd Florka stopiła sobie wszystkie wibrysy, a Florka Bis zachlapała gorącym woskiem pół ściany w pokoju, zostałam zmuszona nieco rozważniej  planować miejsca, w których stawiam świeczki.  

Florka

O światełka! Trzeba zapolować…

Gdyby Florki potrafiły odpalać zapałki i odkręcać kurki, poważnie bym się obawiała o los swojego mieszkania.

POZA TYM

A tak poza tym, to cudowne kociaki. Uwielbiają się tulić, być noszone na rękach, gadać z człowiekiem, spać. Czasem są naprawdę bardzo grzeczne. Naprawdę…

Florka

Grzeczny kotek…

Prezes Rolex

Telefony zaczynające się od „Znalazłam kotka. Ratuj!…” zawsze mrożą mi krew w żyłach. Nigdy nie wiem, czego mam się spodziewać, gdy dotrę na miejsce. Ty razem po telefonie od kuzynki wróciłam do domu przerażona, z trzytygodniowym maleństwem, którym pod blokiem bawiły się dzieci.

Pierwszy dzień Rolexa

Pierwsze godziny i czekanie, by odzyskał siły…

Początkowo było ciężko – nocne wstawanie, masowanie brzuszka – wszystko było dla mnie zupełnie nowe. Czas upływał od butelki z mlekiem do butelki z mlekiem, a Rolex rozkochiwał nas w sobie z dnia na dzień. Jego filmiki na Facebooku robiły zawrotną karierę. Swoim pociesznym „grajdoleniem”maślanymi oczkami zdobywał rzesze sympatyków. Wyraźnie widać też było nić sympatii u M. oraz Kuku, którzy dzielnie matkowali Rolusiowi.

Kuku z małym Rolusiem

Kuku z małym Rolusiem

Ręka M. zawsze pod ręką ;)

Ręka M. była zawsze pod ręką 🙂

Gdy ostatecznie rozeszła się wieść o tym, że Prezio jest gotowy do adopcji M. miał chwilę zawahania… Kolejny rezydent? Nie mogliśmy sobie na to pozwolić… Zazwyczaj to M. jest tą rozsądną połówką, dzięki której nie stajemy się posiadaczami rozrastającej się w zawrotnym tempie gromady kotów różnej maści, a tu proszę… chwila zwątpienia.

Rolexik

cudny Rolexik

Rolex w pełnej krasie

Wygrał na szczęście rozsądek. Rolex wyprowadził się do Warszawy, a Karolina, u której zamieszkał nie dała nam cienia wątpliwości co do tego, że postąpiliśmy słusznie. 

Dalsze losy Rolusia można śledzić na jego prywatnym fejsbukowym fanpage’u. 🙂

Felicja, co klapnięte uszko ma

Fela zyskuje przy bliższym poznaniu. Nikt nie interesuje się taką sobie zwykłą, czarną kotką z felernym uszkiem. Ci, co z zupełnie niezrozumiałych mi przyczyn, omijają ją w ogłoszeniach wielkim łukiem, nie wiedzą co tracą. Fela jest super. „Super” to super określenie dla Feli. 🙂 Ma małą główkę, krótki korpus i sporą pupę. Śmiesznie biega na szeroko rozstawionych nóżkach trzęsąc tą pupą podczas biegu. Zazwyczaj w bieganiu się oszczędza. Swoją energię przeznacza tylko do gonitw za piórkiem na patyku. Wtedy daje z siebie wszystko. Są i podskoki, pościgi, drifty, fikolki, napadanie i szarpanie.


Stan mocniejszego ożywienia widoczny jest także podczas „ciasteczek”. Wszelkiego rodzaju ugniatania łapakami robi szybko, bardzo szybko – tak, jakby za pięć minut odjeżdżał jej autobus. Głośno gada i jeszcze głośniej traktorzy, a traktorzy gdy tylko ktoś zainteresowany jej skromną osóbką na nią spojrzy. Volume podkręca przy lekkim dotknięciu, max ustawia, gdy ręka zaczyna głaskać lub drapać. Potem zasypia, ale nie cichnie – pochrapuje słodko, czasem machnie łapami  lub miauknie przez sen.

Taka jest właśnie Fela – sama słodycz.

Biedronka – wielka jak lwica…

...a serce gołębia. 🙂 Piękna kotka o szarawym futerku, w cudnych skarpetach i rozmiarze dorodnego, długołapego kocura trafiła do nas z Radomska. Po raz kolejny postanowiliśmy bowiem pomóc Kociej Arce Noego i zabrać stamtąd kilka kotów. Padło m. in. na lekko wypłoszoną Biedronkę.

Biedronka, to ten typ, który ma swoje fanaberie i miejsca, których dotykać absolutnie nie wolno i te miejsca które dotykać należy u kota regularnie. Gdy jej opiekun opanuje kocią mapę ciała, wtedy z wypłoszonej kotki robi się stuprocentowy miziak. Ja opanowałam tę sztukę. Nowi opiekunowie z Opola, gdzie Biedronka znalazła swój dom, zadeklarowali się, że też chętnie podejmą wyzwanie. Nowi Ludzie uczą się Biedronki, a Biedronka robi wszystko by zapełnić w ich sercach pustkę po poprzedniej koteczce.

Wiejski kotek

Nie u każdego gospodarza, ale niestety jeszcze w większości przypadków, wiejskie koty w naszym kraju nie mają lekkiego życia. Z takiej statystycznej wsi, od statystycznego gospodarza, gdzie małym kotkiem opiekuje się jedynie dziecko, a gdy kot dorasta wyganiany jest do obory, pochodzi Daisy. W samą porę trafiła do nas, bo ta niezwykle drobna (nawet chyba lekko karłowata) koteczka była w ciąży.

Daisy dołączyła do grona tych naszych tymczasów, które gdy tylko skończyły leczenie i zostały „wystawione” do adopcji, błyskawicznie znalazły dom. Niby buraska jakich wiele, ale jej niezwykle przyjazne nastawienie do człowieka znalazło sporą grupę sympatyków. Spośród kliku domków, wybraliśmy ten jeden i Daisy zamieszkała z rówieśnicą – czarną Melaską w Warszawie. Wiejski kotek pojechał do Stolicy. 🙂

Blogowe zaległości

Hirek ma dobrą opiekę domową i weterynaryjną, ale przy takiej chorobie jak jego (wysiękowe zakaźne zapalenie otrzewnej) trudno się ogarnąć, pisać, dowcipkować i cieszyć nowymi kotami i ich adopcjami. A niestety świat się nie zatrzymał. Co rusz nowe koty potrzebują pomocy i trzeba się zabrać do pracy.

Od momentu adopcji Hirka mieliśmy już filigranową Daisy, która znalazła dom w Warszawie i śliczną Biedronkę, co pojechała do Opola.

Daisy

Daisy

Biedronka

Biedronka

Byliśmy z wizytą w DS u tyci-dalmatyńczyków,…

Bobek

Skierka

…osiatkowaliśmy balkon dla naszych podopiecznych,…

Osiatkowany balkon

…. urządziliśmy go z myślą o kotach oczywiście,…

Drapacz Chmur z Pet Supplies Polska

….a teraz pod naszą opieką na dom czeka płochliwa Amelka i przytulanka Felicja.

Amelka

Amelka

Fela

Fela

Wszystko ogarnę i opiszę. Obiecuję 🙂

Jeden na milion

Hirek wyprowadził się na swoje włości, a wśród moich rezydentów nastała radość. :/
Nareszcie nikt bezczelnie nie wykrada jedzenia z miski Kuku i nie zmusza go do zapasów w porze drzemki. Nikt nie robi „nalotów dywanowych” ze stołu na plecy Rudolfa i  nie okupuje jego prywatnego hamaka. Nikt bezczelnie nie łamie „sądowego” zakazu zbliżania się kotom tymczasowym do babci Beni. Cała trójka swoją wdzięczność okazuje na każdym kroku, a słodka słodycz leje się strumieniami.

Czasem przeraża mnie to ich czyste wyrachowanie, tym bardziej, że jest mi jeszcze troszkę smutno po rozstaniu z Hirkiem. Po żadnym kocie w naszym domu tymczasowym nie było nigdy tak bardzo pusto…

I choć wiem, że pustkę trzeba jak najszybciej wypełnić, to nic nie zmienia faktu, że taki kot, jak Hirek trafia się jeden raz na milion. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że jego nowi opiekunowie trafili w Totka.

Tracę głowę

– Tylko, żeby się nie zasiedział. Tylko, żeby się nie zasiedział. Tylko, żeby się nie zasiedział – powtarzam jak mantrę. Z każdym dniem będzie mi coraz trudniej go oddać. A rozstać się z nim muszę. Muszę. Powinnam. Zdrowy rozsądek nakazuje.

Hiruś

On jest taaaaaki cudowny! Da komuś olbrzymią dawkę szczęścia i radości. Wystarczy tylko przymknąć oko na jego zwyczajną biało-burą aparycję, a skupić na inteligencji i miłości do człowieka.  🙂

Hiruś