Mój tato (skądinąd człowiek bardzo wrażliwy i kochający zwierzęta, sam szalejący na punkcie swojego Fredzia, choć oficjalnie się nie przyznaje, dokarmiający pokaźne stado kaczek na miejskim stawie i mdlejący na widok krwi) podczas złożonej mi dzisiaj wizyty rozejrzał się uważnie po mieszkaniu, po czym zapytał: – To ile tym razem macie tych pchlarzy? Nerwowo zerknęłam w stronę Rudolfa, który jest wielkim miłośnikiem mojego taty, ale na szczęście spał i nie słyszał.
Rodzice już dawno zaakceptowali fakt (choć najwyraźniej nie do końca się z nim pogodzili), że ich córka prowadzi dziwaczną działalność. Zamiast zająć się domem, rodziną, garami, baletami, ewentualnie głodem w Afryce i innymi ważniejszymi rzeczami, zbiera z ulic koty, które robią wszystko by doprowadzić jej mieszkanie do ruiny fizycznej i finansowej.
W takich momentach przypominają mi się fejsbukowe memy, na których prezentowany jest jeden problem z różnych punktów widzenia/siedzenia – rodziny, znajomych, społeczeństwa, mediów itp.
Jak postrzegana jest kociara prowadząca dom tymczasowy? Rozrzut jest spory. Mogę wybierać między rozczochraną czarownicą z obłędem w oczach a „biznesmenem” robiącym interesy na kocich skórkach. Przeanalizowałam sobie wszystkie hipotetyczne możliwości i najbardziej odpowiada mi punkt widzenia moich kotów, mojego męża i mój własny 😀 A inni niech sobie myślą co chcą.
Bohaterka? 🙂
oj tam, oj tam…wystarczy superbohaterka ;D