Łap to, tak jak ja to łapię ;)

Są różne formy spędzania wolnego czasu. Ja miniony weekend spędziłam w jednej z piotrkowskich, blokowych piwnic z klatką-łapką. 🙂 Nastał bowiem marzec i coraz bardziej jest realna groźba kolejnego „baby boom” wśród bezpańskich kotów.

Jak w moim mieście wygląda polityka sterylizacji i kastracji? Chyba dość mizernie. Są oczywiście miejsca, gdzie jest znacznie gorzej, ale to akurat jest mało pocieszające.

MARZEC MIESIĄCEM STERYLIZACJI
Taki miesiąc w kalendarium piotrkowskich klinik nie istnieje. Zwykły marzec – owszem. Takiego, w którym sterylizuje się koty taniej – nie było, nie ma i nie wiadomo, kiedy będzie.

MIEJSKI PROGRAM STERYLIZACJI
Jest nowa ustawa i są programy miejskie. W Piotrkowie taki program został wdrożony pod nazwą „Programu opieki nad zwierzętami bezdomnymi oraz zapobiegania bezdomności zwierząt” i są na jego realizację przeznaczane pieniądze (nie za duże) i na tym plusy się kończą. Statystyczny karmiciel, który chce wysterylizować swoich bezpańskich podopiecznych musi się mocno nagimnastykować, by koty przez niego dokarmiane trafiły na stół operacyjny. Kota przecież trzeba złapać, a piwniczne dachowce same do transporterów, nawet grzecznie poproszone, nie wejdą. Jeśli już jakimś cudem kota uda się upolować i wysterylizować, to pojawia się kolejny problem – gdzie go przechować? Domowe czy dzikie, każde zwierzę po zabiegu operacyjnym, nim odzyska całkowitą sprawność i pełnię zdrowia, wymaga szczególnej opieki. A w tych kwestiach miejski program niestety milczy.

FUNDACJE I STOWARZYSZENIA
Milczy też piotrkowskie stare jak świat pro zwierzęce stowarzyszenie TOZem zwane (równie skostniałe jak stare). Milczy schronisko dla bezdomnych zwierząt. Nigdzie nie ma sprzętu, nigdzie nie ma ludzi, chęci chyba też nie ma nigdzie. Czasem jakiemuś karmicielowi uda się wypożyczyć klatkę-łapkę lub uzsykać pomoc przy łapaniu od działającej w Piotrkowie filii łódzkiej Fundacji „Kocia Mama”. Jednak mała, kilkuosobowa grupa nie jest w stanie pomóc wszystkim nawet gdyby bardzo chciała, a nie zawsze chce bardzo.

ROZWIĄZANIE
Trudno o taką sytuację obwiniać jednak organizacje pozarządowe, bo nie jest ich obowiązkiem wyręczać urzędy gminy i inne instytucje państwowe, które do takiej pomocy zobligowane są przepisami prawa. Moim zdaniem (zdaniem laika), rozwiązanie jest banalnie proste, bo w miejskim programie sterylizacji brakuje tylko trzech (i aż trzech) elementów, ogniw, które stworzyłyby piękną całość  – po pierwsze primo – pieniędzy na sprzęt do wyłapywania i przechowywania kotów, po drugie primo ( 🙂 ) – zapisu obligującego do pomocy w łapaniu oraz prowadzenia instruktaży w tym zakresie podmiot realizujący ww. program oraz po trzecie primo –  stworzenia możliwości przechowania kota po zabiegu w szpitaliku (chociażby odpłatnego). Wtedy pozostałe organizacje pomagające kotom byłyby doskonałym uzupełnieniem sprawnie funkcjonującego programu.

A tak? Tak spędziłam weekend w jednej z piotrkowskich, blokowych piwnic z klatką-łapką.

Dobrý deň, mačko

Każdemu mojemu wyjazdowi wakacyjnemu towarzyszy historia z kotem w tle. To tak oczywiste, że przy dłuższym nienapotykaniu kota, zaczynam się lekko niecierpliwić. 😉 Gdy poznałam „gospodarzy” kwatery po słowackiej stronie Tatr Wysokich w Nowym Smokowcu, nie widziałam w tym nic nadzwyczajnego. Urocza psinka w towarzystwie rozbrykanego rudzielca. Kilka fotek. Przyjemny widok.

Wydawało się jednak, że Skalnaté pleso na wysokości 1751 metrów, to miejsce już niezbyt przyjazne europejskim dachowcom, a jednak… Proszę Państwa oto kot europejski wysokogórski 😉

Chwila na odpoczynek, drapanie za uchem, drapanie pod brodą, łyk wody (on ze strumyka ja z butelki) i każde poszło w swoją stronę. 🙂

Prace budo(wlane)

Tytuł posta idealnie oddaje charakter i przedmiot czynności, które wykonałyśmy z G. minionego weekendu. Najpierw wlałyśmy piwko grejpfrutowe do szklaneczek, a potem budowałyśmy kolejne budy styropianowe. Dzięki życzliwości Michała (tu następuje seria buziaków) dostałyśmy super, hiper, gruby styropian. Powstały z niego dwie budy – model fiński 😉 Nawet najsroższe mrozy nie zaszkodzą w takiej budzie kocim dupkom 🙂 

A ponieważ styropianu mamy cały wagon, to z pewnością powstanie jeszcze niejedna buda 🙂 Teraz szukamy sponsora już tylko na grejpfrutowe piwka (ewentualnie klej do styropianu)  😉

Zwierzęta w Madrycie

Kociarze tak już mają, że niezależnie od miejsca swojego pobytu wszędzie wypatrzą jakiegoś kota. Mój kilkudniowy pobyt w Madrycie nie został oszczędzony 🙂 Powiedzenie „życie jak w Madrycie” z powodzeniem dotyczy także i kotów, a przynajmniej tych które spotkałam.

Niedziela to dla mieszkańców tego miasta czas odpoczynku i relaksu. Zdecydowana większość madrileños spędza ten dzień w cudownym parku w centrum Madrytu – Retiro. Urządzają pikniki, wylegują się na kocach, pływają łódkami…

Wybrałam się więc w niedzielne popołudnie by poczuć klimat, a przy okazji okazało się, że Retiro, to także cudowne miejsce dla madryckich kotów. Zdrowe, wysterylizowane futerka (tak przypuszczam, bo nie widziałam żadnych maluchów ani podrostków, żadnej ciężarnej kotki), wygrzewające się w upalnym słońcu i leniwie omiatające wzrokiem spacerujących ludzi, miseczki z wodą i jedzeniem, drewniane budy w zacienionych, ustronnych miejscach, społeczne przyzwolenie na wolno bytujące koty oraz na opiekę nad nimi… czegóż chcieć więcej…

I byłoby cudownie, gdyby nie ta cięgle drążąca tył mojej głowy myśl, że w tym samym momencie w innej części miasta, inna część mieszkańców Madrytu wypoczywa w zupełnie inny sposób… czerpiąc przyjemność z widowiska, podczas którego na oczach gawiedzi umiera w cierpieniach torturowane zwierzę… Miasto kontrastów 😦

  

Majsterkowanie

Moje koty, te prywatne i tymczasowe, mają dach nad głową, opiekę (czasem chyba nawet przesadzam:)), jedzonko, zabawki, człowieka na zawołanie i wszystko czego dusza zapragnie. Leżą sobie w hamaku lub na poduszce, łapią przez szybę słoneczne promienie i mają wszystko w nosie. Nie pozwala mi to jednak zapomnieć, że gdzieś tam w blokowych piwnicach jest jakieś futro, któremu jest gorzej, któremu marznie dupka zimą i że tak niewiele potrzeba, żeby to zmienić.

Postanowiłyśmy z G. (G. prowadzi bliźniaczy dom tymczasowy :)) sprawdzić się w majsterkowaniu. Przestudiowałyśmy dogłębnie internetową instrukcję budowania bud styropianowych, wybrałyśmy się na zakupy i  rozpoczęłyśmy produkcję… 

Do środka jeszcze tylko sianko lub pocięty polar i gotowe. Może do Tadź Mahal im daleko, ale swoją funkcję spełnią doskonale. Są zabezpieczone grubą warstwą styropianu i kocem termicznym. Efekty naszej pracy trafią do zaprzyjaźnionych karmicieli, którzy znają odpowiednie miejsca i zakamarki, gdzie budy powinny stanąć i gdzie nie „zaopiekują się” nimi żadne niepowołane ręce 🙂

Po każdym dniu dobrze zrobionej roboty zasłużyłyśmy na nagrodę…