Pomijając fakt, że cel jest bardzo szczytny, bo kocie dupki nie pomarzną zimą, to te spotkania „budowniczek” zaczynają stawać się tradycją i zawsze kojarzą mi się pozytywnie. Grunt to sobie dobrze zorganizować warsztat pracy i co istotne, by jeszcze lepiej zorganizować atrakcje dodatkowe z budowaniem niezwiązane. 🙂 Tym razem motorem do pracy, oprócz rozpalonego kominka, doborowego ludzkiego i psiego towarzystwa, były: domowa pigwówka, wiśniówka i miętówka z mocnym procentem.
Robota paliła się nam w rękach. 🙂