Nie mam pojęcia dlaczego, ale tak się ostatnio dzieje, że sporo zapytań o kociaki, a w konsekwencji też niektóre adopcje finalizuję w Stolicy. Nie martwi mnie to oczywiście, bo daleko z Warszawy do Piotrkowa nie jest, a poza tym, jak dobry dom, to warto pokonać każdą drogę.
Tym razem padło na Ocelkę i Fortunkę, a lekko przerażony M. musiał się tym wyjątkowo zająć sam. Po wcześniejszych rozmowach telefonicznych, wymianie mailowej oraz kilkunastodniowym oczekiwaniu wyjechał transport do Warszawy. Każda z dziewczyn trafiła w inne miejsce i w „innym charakterze” – Ocelka na jedynaczkę, a Fortunka na dokocenie.
Ocelka złapała klimat w nowym domku błyskawicznie. Obleciała wszystkie kąty, przetestowała zabawki, wyczyściła miseczkę, skorzystała z kuwetki i poszła spać. Podekscytowani „rodzice adopcyjni” zakochali się w pannie na zabój. Od tej pory bura uliczna kotka stała się Luną Boginią Księżyca.
Fortunka miała pod górkę. 😦 Mimo dobrych chęci nowych opiekunów, kotka nie została zaakceptowana przez starszą rezydentkę. Dodatkowo (być może stres i zmiana otoczenia) przyszły problemy zdrowotne. Gdy zapadła decyzja o powrocie Fortunki do Piotrkowa pojawiło się się światełko w tunelu… trzecie rozwiązanie… Ania i Olek, opiekunowie Luny, którzy śledzili losy Fortunki i mocno jej kibicowali postanowili zabrać ją do siebie. 🙂
Nadpobudliwa Luna ma teraz towarzyszkę zabaw – Mikę. Dziewczyny dogadały się w oka mgnieniu. Wspólnie się bawią, wspólnie okupują kolana swojej Pani, wspólnie wygrzewają w promieniach słońca.
Trwają też prace nad ustabilizowaniem stanu zdrowia Miki, która ciągle boryka się z problemami jelitowymi i awersją do kuwety… Ania staje na głowie, by pomóc małej. Jej zaangażowanie na pewno przyniesie rezultaty. Jestem o tym przekonana, potrzebny jest tylko czas…
Piekna sprawa, pięknie napisany tekst, i koty jakie piękne.. aż mi się cieplutko na duszy zrobiło 😀