„Dalmatyńczyki”, to czterotygodniowe, zupełnie niesamodzielne maluszki, które zostały zabrane z miejskiego schroniska. Wystarczyło, że porzucone trafiły tam tylko na dwa dni, by z pięciu udało się przeżyć jedynie trzem. Teraz trwa walka o ich zdrowie i życie.
G. ma w domu żłobek-szpitalik, wstawanie w nocy co dwie godziny, masowanie brzuszków, lewatywy, codzienne kursy do kliniki…
Jeden człowiek potrafi bez najmniejszych wyrzutów sumienia oddać w ciągu sekundy takie maleństwa do schroniska, a drugi poświęci tygodnie na to, by je ratować i znaleźć im troskliwych opiekunów. Wiem, że tak się dzieje, ale chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję…
Ja zostałam poproszona o zrobienie ich pierwszej w życiu sesji zdjęciowej. 🙂 Piękne, białe kruszynki w czarne łatki dostały swoje imionka i już nie mogę się doczekać, kiedy odwiedzę je z aparatem po raz drugi. 🙂
tylko podziwiać ludzi, którzy tak kochają koty, że nie przechodzą obok nich obojętnie i są w stanie do takich poświęceń! robię to samo! 3mam kciuki za maluchy
JAkie cudne:-)
Pingback: Blogowe zaległości | naDrapaku
Pingback: Z wizytą u “dalmatyńczyków” | naDrapaku