Kastracja
Zadziwiająca jest męska, ponadgatunkowa „solidarność”, gdy w rozmowie ze statystycznym facetem poruszam temat wagi kastracji. – Auć! – widzę, jak po jego twarzy przebiega dreszcz przerażenia, jak kurczy się w sobie i wciska w fotel, na którym siedział, gdy go dopadłam w celach edukacyjnych. Powoli, upewniwszy się uprzednio, że nie chowam za plecami skalpela, rozpoczyna pseudpsychologiczny kontratak, o zgubnym wpływie kastracji na psychikę kocura, zaburzonych relacjach towarzyskich, o jego niespełnionym tacierzyństwie, niemożności realizowania się jako „prawdziwy” samiec, niepotrzebnym zadawaniu bólu oraz bezpardonowej ingerencji w naturę.
Ciekawe… wystarczy zmienić temat na „sterylizacja” i okazuje się, że siedzi przede mną gorący zwolennik zapobiegania bezdomności, ograniczania populacji i poprawy jakości życia kotek.
Trudno mi jest w takich sytuacjach oprzeć się stereotypowemu myśleniu o męskiej naturze