Rudolf siedzi na parapecie z zaciekawieniem obserwując dwie spacerujące po trawniku sroki. Benia zwinięta „w krewetkę” leży nieruchomo w objęciach Morfeusza. Kuku warczy na właśnie znaleziony drucik od bliżej nieokreślonego czegoś. Lolo zainstalowany przy swojej misce nie spuszcza ze mnie wzroku w nadziei, że mój powrót do domu oznacza obiadek. A na środku łazienki, na samiutkim środku łazienkowego dywanika… podejrzanie cuchnąca, mokra plama.
Nikt się nie podpisał. Żadnego liściku z dedykacją 😐
– Że co?
– Że my?
– A w życiu! Jak możesz nas podejrzewać?
– Przecież my mamy kuwety. No wiesz!
– Wstydziłabyś się…
– Phi!
Zawstydzona poszłam prać dywanik…